W studio pojawił się pełno klatkowy analogowy mini aparat Ensign Midget
Firma Ensign produkowała aparaty, które były zaprojektowane w 1917 r. Weszły one do produkcji dopiero w 1934 roku i akurat jeden z aparatów tej firmy przyniósł do mnie mój znajomy Marcus. Interesuje się on wyłącznie starymi modelami aparatów, które kolekcjonuje. Ensign Midget, o którym mowa jest na tyle mały, że wygląda jak pudełko zapałek o wymiarach 7.5 x 4.5 x 1.75 cm o wadze 170 g.
Ponieważ, pracowałem w studio, gdzie miałem dostęp do fotograficznej ciemni i mogłem na miejscu wywoływać kliszę, Marcus przyszedł, prosząc mnie o pomoc w sprawdzeniu jego małego aparatu.
Nie dowierzając jak mały i kompaktowy jest ten aparat, do którego ładuję się kliszę 35 mm, postanowiłem pokazać go każdemu, kto był w studio. Niesamowite jak tak mały aparacik budzi tak duże emocje u każdego, kto miał możliwość potrzymać go w rękach. Jest on na tyle mały, że wygląda jak zabawka dla dzieci, ale akurat jest to zabawka dla dorosłych, która potrafi uchwycić moment na kliszy.
Ten model, który mam na dłoni ma małą wadę, a mianowicie ma on uszkodzone rolki, na które ładuję się kliszę. Właściciel tego aparatu został zmuszony, by zmienić rolki na tymczasowe, plastikowe tak, aby utrzymać docięty pasek kliszy na miejscu. Na tę chwilę w ten aparacik nie można załadować więcej niż jedną klatkę.
Wiedząc, z czym mam do czynienia wszedłem do ciemni i przyciąłem pasek kliszy z rolki Kodak 35 mm tak, aby jedna klatka zmieścił się w aparacie. Po zamocowaniu kliszy czas na test i oby wypaliło, ponieważ mam tylko jedną próbę, a kolejna wiąże się z przycięciem jednej klatki i wymiany jej w ciemni.
Robię pierwsze zdjęcie i biorę klisze do wywołania. Na miejscu mam dostęp do NORITSU QSF-V30 i już po piętnastu minutach jest moja próbka.
Na pierwszej klatce widać, że gdzieś dostaje się światło, zaklejam tylną klapę aparatu czarną taśmą i próbuje ponownie.
Zdjęcie nie wyszło idealnie, więc proces powtarzam jeszcze kilkukrotnie. Rzadko ma się w rękach, takie cudo inżynierii sprzed prawie 100 lat więc bardzo zależy mi na tym, żeby choć jedno zdjęcie wyszło na tyle, by móc się nim pochwalić.
Jak widać, udało się na tyle, ile mogło się udać. Przypuszczam, że aparat ten, gdyby był w pełni sprawny i mógłbym załadować i zrobić nim więcej klatek na pewno robiłby furorę wśród ludzi.
Jak na razie kolejna rodzina przyszła na sesję studyjną więc na tym muszę zakończyć moje testowanie tego prawie 100-letniego aparatu. Jestem zadowolony, że miałem okazję przetestować historyczny aparat, o którym wcześniej nie miałem pojęcia. Myślę, że teraz będę go wypatrywał na portalach aukcyjnych i jak tylko znajdę sprawny model na pewno go zakupię do swojej małej kolekcji analogów. Chciałbym móc wyciągnąć ten aparat tuż przed rozpoczęciem sesji w studio tylko po to, by zrobić parę klatek i rozluźnić trochę atmosferę.
Jeżeli tak jak mnie interesują Cię aparaty analogowe, podziel się swoją kolekcją w komentarzu.